niedziela, 10 grudnia 2017

GUINNESS DRAUGHT - IRLANDZKA ESENCJA KUNSZTU BROWARNICZEGO

Piwo to najstarszy i najczęściej spożywany napój alkoholowy oraz trzeci pod względem popularności po wodzie i herbacie napój na świecie. Tym razem chciałam zaprosić Was właśnie do świata piwa i to nie byle jakiego piwa. Na chwilę poczujcie się jak w irlandzkim pubie i poznajcie piwo o którym mówi się, że "albo rzuci się je od razu, albo pokocha na zawsze". Ja pokochałam. Sprawdźcie za co.


Piwo Guinnes, bo o nim właśnie będzie ten wpis, to najpopularniejsze piwo w Irlandii, warzone w założonym przez Arthura Guinnessa browarze St. James's Gate Brewery w Dublinie. Symbolem Guinnessa jest złota harfa, będąca herbem Irlandii. To bardzo ciemne piwo produkowane na bazie czterech składników: jęczmienia, wody, chmielu i drożdży. Zamiast kosztowych słódów ciemnych zastosowano w nim nową mieszankę, w której jako dodatku użyto palonego słodu jęczmiennego. Nowa receptura nadała piwu aksamitny czarny kolor oraz nieznaną wcześniej, przyjemną wytrawność. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić jedną z odmian tegoż piwa, a mianowicie Guinness Draught, symbol Irlandii i ambasadora tego kraju na całym świecie. 



Guinnes Draught to odmiana guinnessa serwowana w pubach i to właśnie ono słynie ze swojej aksamitnej białej piany. Dla uzyskania idealnego smaku Draught powinien być podawany porządnie schłodzony do 6 stopni, a polecany jest szczególnie do ostrych serów. Od 1988 roku Draught dostępny jest również w puszkach. Charakterystyczną cechą Guinness Draught w odróżnieniu od innych piw jest to, że poza standardowym nasyceniem dwutlenkiem węgla, znajduje sie w nim również zawartość azotu.


Ten azot odnajdziemy również w puszkach, dzięki umieszczonej w nich plastikowej kulce wypełnionej właśnie ciekłym azotem. Specjalna, opatentowana przez Guinness technologia Widget sprawia, że piwo po otwarciu puszki zyskuje niepowtarzalną strukturę piwa beczkowego, z charakterystyczną gęstą i kremową pianą. Dzięki tej unikalnej puszce możemy przenieść do naszego domu atmosferę, która panuje w prawdziwym irlandzkim pubie, pijąc doskonałe piwo, które smakuje jak nalane prosto z beczki. 

Guninnes Draught najlepiej smakuje po przelaniu do kufla, a nalanie tzw. idealnej pinty (pinta=jednostka objętości) piwa Guinnes Draught powinno zająć dokładnie 119,5 sekundy. Cały ten proces pozwala na podziwianie bąbelków musujących w szklance, a także na uwolnienie pełnego smaku i aromatu klasycznego stouta (stout=ciemne piwo górnej fermentacji), jakim jest Guinnes Draught. 


Guinnes Draught to zdecydowanie filar typowego irlandziego piwa, a pierwsze co rzuca się w oczy po jego nalaniu to właśnie piana. Jedyna w swoim rodzaju mocarna, wręcz tytanowa stanowiąca kremowe uwięczenie ciemnego piwa. Próbując Guinnessa początkowo wyczuwalna jest słodka woń oraz posmak kawy i gorzkiej czekolady. Wszystko to właśnie dzięki palonemu jęczmieniowi. Z czasem kubki smakowe bombardowane są jego aksamitną konsystencją, co powoduje zawarty w nim azot, aby na koniec odnależć w nim tą idealną równowagę pomiędzy słodyczą sodu jęczmiennego, a goryczą chmielu.


Guinness Draught to nie tylko nazwa, ale również prestiż i popularność, które nie wzięły się znikąd. Począwszy od delikatnej, aksamitnej w smaku pianki, która idealnie kontrastuje z ciemnym piwem. Jako kobieta mogę powiedzieć, że to jedno z najładniej prezentujących się w szklance piw, jakie piłam. To cudowne piwo, które choć w smaku dla mnie jest łagodne, to jednocześnie odnajduję w nim tą wytrwaną goryczkę i lekko wyczuwalną kwaskowość. Nie na darmo na piwie odnadziemy znak złotej harfy, bo Guiness Draught to symbol irlandzkiego kunsztu browarniczego i piwo, które ja odnosząc się do początku mojego wpisu pokochałam. Serdecznie zachęcam do spróbowania i pozwolenia sobie, aby uwiodła Was ta magia piwa niczym z irlandziego pubu.



 





niedziela, 1 października 2017

MĘSKA NATURA ZAKLĘTA W ŻELACH POD PRYSZNIC OD LE PETIT MARSEILLAIS


Kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Może to i prawda, ale niezależnie od tego skąd pochodzimy lubimy dbać o siebie bez względu na płeć. We współczesnym świecie prawdą przestaje być fakt, że to wyłącznie kobiety z pieczołowitością oddają się codziennej pielęgnacji. Panowie również coraz częściej starają się odnaleźć w tej czynności z życia codziennego tak potrzebne odprężenie od trudów dnia codziennego, czy też idealny moment na dobre rozpoczęcie dnia. To sprawia, że na rynku zaczynają królować kosmetyki przygotowane typowo pod męską część populacji. Kosmetyki wyróżniające się odpowiednimi właściwościami, opakowaniami i zapachami. Naprzeciw tym potrzebom postanowiła wyjść firma Le Petit Marseillais, znana z kompleksowej dbałości o kobiece ciało. Tym razem aromatyczne kosmetyki postanowiły wkroczyć w męską przestrzeń i zaprosić do świata czerpania przyjemności z codziennego dbania o siebie również panów. Jak wiadomo skóra panów diametralnie różni się od naszej, kobiecej, a co za tym idzie pielęgnacja naszych panów powinna mieć swoją przestrzeń i nie przenikać do naszej. Dlatego razem z moim mężem zapraszam do świata Le Petit Marseillais, gdzie męska natura została wyróżniona specjalną linią żelów przeznaczonych dla panów.


W swojej nowej męskiej linii firma Le Petit Marseillais postawiła na żele pod prysznic, które dzięki wyjątkowej formule 3w1  i starannie wyselekcjonowanym składnikom pochodzenia roślinnego kompleksowo dbają nie tylko o ciało panów, ale również o ich twarz i włosy. Tym razem „słoneczna Prowansja” została zamknięta w trzech aromatycznych odsłonach męskich żeli pod prysznic: Drzewa Cade, Mięty i Cytrusów oraz Minerałów i Drzewa Cedrowego. Mój mężczyzna miał okazję przetestować energetyczny i odświeżający żel łączący w sobie słodko-gorzką, elegancką kompozycję enigmatycznego drzewa cade, które to jest dobrze znanym jałowcem oraz paproci. Żel zamknięty jest w gustownym czarnym opakowaniu z brązową etykietą. Według mojego męża konsystencja przeźroczystego, pomarańczowego żelu sprawia, że ten idealnie rozprowadza się po ciele i włosach tworząc delikatną pianę. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się zapach, typowo męski, uwodzicielski i seksowny. Zapach wypełniający całą łazienkę swoim nienachlanym, świeżym i wyrazistym aromatem, który przenika skórę i włosy mężczyzny. 


Mąż zapewnił, że żel nie tylko wspaniale oczyszcza ciało, włosy i twarz, ale również wpływa niezwykle orzeźwiająco na skórę. Włosy po jego użyciu są miękkie, a ciało przyjemnie nawilżone. Produkt nie wywołuje żadnych podrażnień i jest idealnym elementem codziennej pielęgnacji zarówno na rozpoczęcie, jak i zakończenie pracowitego dnia. Oczywiście nie można zapomnieć o aromatach, które, co jest charakterystyczne dla produktów Le Petit Marseillais, są nie tylko wyczuwalne podczas kąpieli, ale  utrzymują się na skórze jeszcze długo po niej.


Męska linia żeli pod prysznic Le Petit Marseillais to nie tylko idealny produkt pielęgnacyjny dla naszych mężczyzn, ale również euforia energetycznych zapachów, które doceni każda kobieta. Zachęcam do sięgnięcia po nie i sprawienia Waszym mężczyznom tej rozkosznej dla ciała i duszy podróży w głąb męskiej natury według Le Petit Marseillais.


sobota, 29 lipca 2017

NIVEA SUN - NOWA FORMUŁA KTÓRĄ POKOCHAŁA MOJA SKÓRA I ODZIEŻ

Wakacje, słońce, przyjemność, ale również obowiązek dbania o ochronę przed szkodliwym promieniowaniem  słonecznym. Smarowanie ciała co kilka godzin i odwieczna walka z zabrudzonymi, przetłuszczonymi ubraniami, które w kontakcie z kremem ochronnym nie wychodzą z tego w najlepszym stanie, a ich pranie nastręcza wiele trudności. Proza corocznych wakacji. W tym roku, jak zwykle postawiliśmy na rodzinny wyjazd do słonecznej i przepięknej Grecji. Znając już warunki klimatyczne i wiedząc o tym, że przez cały urlop będzie towarzyszyło nam przepiękne słońce wyposażyłam moją rodzinę w kremy z filtrem UV. Niezmiennie mój wybór od lat jest jeden i ten sam czyli Nivea Sun. Będąc w sklepie od razu wypatrzyłam na półce znajome wielbicielom marki Nivea niebieskie opakowania, które na pierwszy rzut oka niczym nie różniły się od tych, które można było kupić w zeszłym roku. Ale jednak... coś na nich, niepozorny, mały znaczek białej koszulki umieszczony na etykiecie zwiastował dużą zmianę. Nivea przygotowała na te wakacje prawdziwą rewelację wzbogacając doskonałe produkty przeciwsłoneczne z linii NIVEA SUN w innowacyjną formułę chroniącą nie tylko skórę mojej rodziny, ale również nasze ubrania przed plamami.


Wyobraźcie sobie moją radość, kobiety, matki, żony. Która z nas, kobiet wybierając się na wakacje z troską nie spoglądała na swoje zwiewne pareo, albo ukochaną bawełnianą białą sukienkę, które to rzeczy chcąc czy nie chcąc w kontakcie z nasmarowaną kremem z filtrem skórą zawsze upstrzone zostają tłustymi plamami, których spranie graniczy z cudem. Która z nas, matek, dbając o zdrowie i smarując z dokładnością skórę swojego dziecka już w myślach nie układała planu pozbycia się zabrudzeń z nowej koszulki, czy też spodenek swojej pociechy. Która z nas, żon, nie walczyła ze swoim mężem, aby ten posmarował się kosmetykiem z filtrem, podczas, gdy on ma na sobie swoją ulubioną, przewiewną, lnianą koszulę, której za żadne skarby nie chce zabrudzić, bo przecież ona musi wytrzymać wieki, a ta od kremu się zniszczy. I tym sposobem w moim posiadaniu znalazły się produkty z serii NIVEA SUN ze znakiem białej koszulki, które to oprócz idealnej ochrony skóry zapewnić miały również ochronę ubrań, moich i mojej rodziny. 


Linia Nivea Sun to doskonałe i sprawdzone produkty do ochrony przeciwsłonecznej lubiane i stosowane przeze mnie już od dawna. Wyposażone w skuteczny system filtrów UVA i UVB zapewniają natychmiastową i długotrwałą ochronę. Poręczne opakowania w charakterystycznym dla produktów Nivea niebieskim kolorze z żółtymi akcentami pozwalają na bardzo łatwe aplikowanie produktu. Ich dużą zaletą oprócz ochrony jest również łatwość z jaką rozprowadzają się na skórze, co jest ważne szczególnie w przypadku, kiedy mamy posmarować bardzo niecierpliwe dziecko. Te wodoodporne protektory oprócz tego, że tworzą na naszej skórze idealną barierę ochronną również ją nawilżają i pielęgnują. Skuteczne, sprawdzone, o szerokiej gamie ofertowej zarówno dla małych czyli dzieci - seria Nivea Sun z dopiskiem Kids, jak i dużych czyli dorosłych. Dzięki szerokiemu wyborowi filtrów przeciwsłonecznych każdy znajdzie w ofercie Nivea Sun coś dla siebie, zarówno osoby bladolice, które muszą sięgać po najwyższe filtry, jak i te którym ze względu na ciemną karnację świadome zagrożenia dbają o swoje zdrowie sięgając po filtry z najmniejszymi numerami. I właśnie te czynniki sprawiają, że co roku wracam do produktów Nivea Sun, sprawdzonych, profesjonalnych, skierowanych do całej rodziny. 
 

W tym roku Nivea zaskoczyła mnie jednak faktem, że oprócz profesjonalnego, jak zawsze, podejścia do ochrony przed promieniowaniem i poparzeniami słonecznymi postanowiła dodatkowo wzbogacić formułę o czynnik, który pomaga łatwiej usunąć plamy po użyciu filtrów UV. Niby błaha rzecz, ale gdyby przyjrzeć się bliżej to niejedna z nas musiała pozbyć się po jednych wakacjach dopiero co kupionego, wymarzonego stroju kąpielowego, gdyż "przyozdobiony" był żółtymi plamami, które w żaden sposób nie chciały się sprać. A ile to bluzek, ubrań dziecka, czy też koszulek męża podzieliło ten sam los. Właśnie ten magiczny składnik zawarty w produktach NIVEA SUN opatrzonych symbolem białej koszulki wywołuje dwie reakcje, które w rewelacyjny sposób wpływają na stan naszej odzieży. Pierwszy z czynników aktywuje się podczas prania i działając jak magnes nie pozwala, aby filtry UV tworzyły żółte plamy na naszych ubraniach. Drugi zaś zapobiega ich osadzaniu się i ułatwia pranie. Ta fenomenalna formuła pozwala cieszyć się dłużej plażową i letnią garderobą. To przełomowe rozwiązanie sprawiło, że Nivea Sun sprawdziła się podczas naszych wakacji nie tylko doskonale dbając i chroniąc naszą skórę przed niekorzystnymi skutkami promieniowania słonecznego, ale również zatroszczyła się o nasze ubrania.


Na koniec zdjęcie mojego pareo. Kupione specjalnie przed wyjazdem, pasujące doskonale do mojego stroju. Jak same możecie zobaczyć w stanie idealnym. Nie zostały żadne paskudne żółte plamy. Pamiętajcie Nivea Sun to nie tylko idealne produkty do natychmiastowej i długotrwałej ochrony waszej skóry przed poparzeniami słonecznymi i przedwczesnym jej starzeniem, ale również idealna formuła, która z całą pewnością zadba o wasze ubrania i ochroni je przed żółtymi plamami. Teraz już nie będę miała wymówki, że muszę kupić nowe pareo, bo stare się zniszczyło ;-)
Serdecznie polecam. 

niedziela, 2 lipca 2017

NESCAFE AZERA - ESPRESSO I AMERICANO - U SIEBIE TO JA JESTEM BARISTĄ


Włochy. Mała klimatyczna, kawiarenka. Siedzę przy uroczym stoliku, a powietrze przepełnione jest aromatycznym zapachem. Przede mną stoi filiżanka, a w niej napój o anielskim i nieziemskim smaku. To kawa. Czarny, gorący napój, który pozwala mi na chwilę wytchnienia, pobudza moje zmysły. Otwieram oczy. Włoska kawiarenka znika. Jestem w moim domowym zaciszu, ale coś pozostaje bez zmian. Przede mną nadal stoi filiżanka, a w powietrzu buzuje ten sam zapach. Ten nieziemski i anielski aromat wciąż wypełnia mój nos. Moja prywatna podróż trwa nadal dzięki czarnemu naparowi… kawie, którą teraz mogę zaparzyć w domowym zaciszu, w pracy, delektować się nią z przyjaciółkami plotkując o kosmetykach, czy też ze znajomymi kiedy wpadną do mnie niespodziewanie, albo po prostu wypić ją na tarasie zachwycając się jej niepowtarzalnym smakiem. Co to za kawa? To Nescafe Azera, którą w zależności od moich potrzeb i nastroju mogę przygotować w wersji klasycznego Espresso, albo delikatnej Americano.


Rankiem, kiedy moje ciało lewituje pomiędzy rozkosznym snem, a koniecznością pójścia do pracy sięgam po kwintesencję klasycznej małej czarnej czyli Nescafe Azerę Espresso. Ta 100% Arabica doskonale pobudza mój umysł i napędza mnie do działania. Otwieram puszkę i od razu moje zmysły wprawiają mnie w dobry nastrój. Do ulubionej filiżanki wsypuję łyżeczkę kawy Nescafe Azera Espresso. Zalewam ją gorącą, ale nie wrzącą wodą i nastaje mój czas, aby delektować się ulubioną kawą.

Nescafe Azera Espresso jest wprost idealna dla osób, które kochają moc kawy i energię. Aromatyczność, wyrazisty smak i niesamowita crema to atrybuty, które świadczą o prawdziwości Nescafe Azera Espresso. Jej intensywność umiejętnie połączona z walorami smakowymi dostarczy wiele mocy i energii do działania. Ta esencjonalna, skoncentrowana kawa w niczym nie ustępuje tej przygotowanej z mielonych ziaren, przy wykorzystaniu ekspresu do kawy, bo przecież "u siebie to ja jestem baristą", a Nescafe Azera Espresso to mój sposób na dobre rozpoczęcie dnia. Czy to przy śniadaniu, czy przy porannym makijażu Nescafe Azera Espresso sprawia, że moje poranki nie są już takie straszne.
W chwili, kiedy mam ochotę na krztynę luksusu w ciągu dnia, odrobinę wytchnienia od pędu życia lub po prostu popołudniowego uspokojenia umysłu i nabrania dystansu, sięgam po delikatną Nescafe Azera Americano. Ten czarny napój stworzony z połączenia wysokiej jakości kawy rozpuszczalnej z drobno mielonymi ziarnami kawy idealnie przekłada się na moje samopoczucie, sprawia, że troski odpływają, a ja oddaję się przyjemności aromatycznych doznań. 

To idealna kawa na wspólne spędzenie czasu ze znajomymi i jednoczesne rozkoszowanie się prawdziwym smakiem Nescafe Azera Amiericano. Chwile spędzone nad filiżanką Americano łączą i sprawiają, że spotkania towarzyskie nabierają tego niesłychanego aromatu. Z czasem stała się ona dla mnie nieodłącznym elementem rozmowy z przyjaciółmi, czy też kolegami z pracy wypełniając swoim aromatem nasze krótkie przerwy w biurze. Ta "duża czarna" zachwyca swoją lekkością i kawowym smakiem, a możliwość wzbogacenia jej kroplą mleka lub śmietanki sprawia, że "u siebie to ja mogę być baristą" i każdego dnia mogę odkrywać ją na nowo.
Nescafe Azera Espresso i Americano to aromatyczne kawy, które każdego dnia zabierają moje zmysły w dalekie pełne smaków i zniewalających zapachów podróże. Niezależnie od tego, czy przede mną pełen wrażeń dzień, czy zwyczajny czas w pracy, a może wypełnione przyjemnościami spotkanie ze znajomymi, czy też rodziną te kawy pozwalają mi delektować się każdym tym momentem i sprawiają, że życie staje się nieco lżejsze. Łatwość przygotowania, jakość i niepowtarzalność dają mi możliwość zasmakowania "czarnego ideału" bez konieczności wychodzenia do kawiarenki, czy też posiadania specjalistycznego sprzętu. Dzięki Nescafe Azera Espresso i Americano "u siebie to ja jestem baristą"
Pamiętajcie wszystko zaczyna się od Nescafe :-) 

Karola :-) 

Tekst i zdjęcia autorstwa Karoliny G.

niedziela, 25 czerwca 2017

L'OREAL NUDE MAGIQUE CUSHION CZYLI PODKŁAD DO TWARZY W PODUSZECZCE

Moda na podkłady w poduszeczkach, czyli tzw. "cushiony" przywędrowała do nas ze Wschodu i systematycznie podbija serca kobiet na całym świecie. Te płynne podkłady umieszczone zazwyczaj w cudnych opakowaniach to właśnie jeden z wielu koreańskich sposobów na zdrową i piękną skórę bez jej zbytniego obciążania. Mają wspierać one pielęgnację, zapewniać dobre krycie, nie zatykać porów i pozostawiać na skórze cienką warstwę bez efektu maski, czyli jednym słowem mają być ideałem. Wychodząc na przeciw modowemu szaleństwu na "poduszeczkowate" podkłady L'oreal postanowił również wypuścić na rynek Nude Magique Cushion czyli sygnowany swoją marką podkład typu cushion. Dostępny od dawna zagranicą, pojawił się wreszcie niespodziewanie w Polsce i można go było nabyć przez kilka dni w wybranych sklepach sieci Rossmann. Lato za pasem, więc skoro takie produkty doskonale sprawdzają się na mojej twarzy postanowiłam zaopatrzyć się w "cushiona" wprost od L'oreal. Czy okazał się magiczny, a może się na nim zawiodłam? Zapraszam na moje wrażenia z testowania L'oreal Nude Magique Cushion.


Producent zapewnia, że Nude Magique Cushion to podkład w płynie o lekkiej formule, zanurzony w poduszeczce, która pozwala dozować odpowiednią jego ilość. Intensywność krycia można dostosować dzięki unikalnemu aplikatorowi, który pozwala na łatwą do opanowania sztukę jego nakładania: dotknij delikatnie w celu uzyskania subtelnego wykończenia lub mocniej, aby otrzymać dokładne pokrycie. Dostępny w 6 odcieniach podkład wzbogacony został o SPF 29. Podkład L'oreal Nude Magique Cushion otrzymujemy, jak zwykle w tego typu produktach, w uroczym opakowaniu przypominającym puderniczkę. Wieczko ma bardzo ładny metaliczny fioletowy kolor, a całość wykonana jest z dobrej jakości plastiku. Pojemność to niestety zaledwie 14,6 g (to koło 12 ml), a więc niewiele, biorąc pod uwagę, że tradycyjne podkłady umieszczone w buteleczkach mają średnio 30 ml. W środku znajduje się lusterko oraz aplikator, dzięki któremu mamy wydobyć odpowiednią ilość produktu, a potem za jego pomocą rozprowadzić go po twarzy. W drugiej części opakowania, pod wieczkiem znajduje się gąbeczka nasączona podkładem. Całość prezentuje się bardzo estetycznie i cieszy oko.



Sam podkład ma bardzo lekką i świeżą formułę. Nie zawiera drobinek i  ma lekko żółtawy odcień. Po pierwszej aplikacji zrezygnowałam z dołączonej gąbeczki, która w moim przypadku się nie sprawdziła. Zastąpiłam ją pędzlem, za pomocą którego wydobywałam produkt i którym to aplikowałam go na twarz, aby w końcu rozprowadzić podkład na skórze starym sposobem, za pomocą beauty blendera. Podkład okazał się bardzo lekko kryjący. Oczywiście krycie można stopniować nakładając kolejne warstwy, ale w pewnym momencie możemy dojść do etapu, gdzie ilość produktu na twarzy zacznie być kuriozalna. Przy niedoskonałościach można skorzystać z korektora, ale zadaniem tego podkładu jest jedynie wyrównanie kolorytu cery i według mnie nie sprawdzi się on u osób, które mają problemy z cerą. L'oreal Nude Magique Cusgion nie za bardzo będzie również przydatny osobom o rozszerzonym porach. Niestety osoba z tym problemem na której również testowałam podkład wyglądała z nim wręcz komicznie. Pewnym rozwiązaniem byłoby zastosowanie silikonowej bazy, ale w przypadku tak lekkich podkładów, które mają nam służyć latem mija się to trochę z celem. Dużym plusem jest to, że podkład nie ciemnieje, nie wysusza i nie podrażnia. Będzie on idealny dla osób ze suchą skórą, gdyż pozostawia skórę nawilżoną. Niestety nie jest on zbyt trwały, nawet w przypadku utrwalenia go pudrem transparentnym na mojej twarzy utrzymywał się w nienaruszonym stanie jakieś 5 godzin, a potem konieczne były poprawki.



Podsumowując L'oreal Nude Magique Cushion  może się pochwalić naprawdę cukierkowym opakowaniem, które będzie pięknie wyglądało na półce, albo cieszyło nasze oko w kosmetyczce. Sam podkład może i jest ciekawy, ale według mnie przeznaczony dla bardzo wąskiej grupy odbiorczyń, które mogą się pochwalić nieskazitelną, pozbawioną jakichkolwiek zmarszczek i niedoskonałości cerą. Zachwyca lekkością i tym, że nie przysporzy skórze żadnych zmartwień typu suchość, czy też podrażnienie. Niestety zniechęca bardzo słabym kryciem i bardzo małą jego pojemnością. Niemniej jednak, jeżeli szukacie podkładu, który zapewni waszej skórze naturalne wykończenie z jednoczesnym nawilżeniem i waszym celem jest kupno podkładu typu cushion to L'oreal Nude Magique Cushion sprawdzi się idealnie i będzie świetny do stosowania latem.