wtorek, 27 września 2016

OCET W WALCE O LŚNIĄCE WŁOSY CZYLI PŁUKANKA OCTOWA Z MALIN YVES ROCHER

Płukanki octowe, czyli jeden z najstarszych i najbardziej znanych sposobów dbania o włosy. Metodę tą z powodzeniem stosowały nasze babcie i prababcie, a kolejne pokolenia z przyjemnością dostrzegały potencjał jaki kryje się w tym jakże prostym sposobie na zapewnienie włosom pięknego i zdrowego wyglądu. Po słonecznym lecie postanowiłam nieco intensywniej zadbać o włosy i sprawić, aby stały się bardziej odżywione, lśniące, miękkie i wygładzone. Jedynym z produktów po jaki sięgnęłam była właśnie płukanka octowa z malin firmy Ives Rocher.


Zadaniem płukanki octowej z malin francuskiej firmy Ives Rocher jest dzięki powrotowi do tradycyjnych metod pielęgnacji wydobycie naturalnego połysku włosów. Aktywny składnik w postaci octu winnego ma wykorzystując swoje właściwości wygładzić, zamknąć łuski i oczyścić włosy usuwając osadzony na nich kamień. Formuła jaką w niej zastosowano składa się z ponad 98% składników pochodzenia roślinnego, nie zawiera parabenów i pozbawiona jest silikonów.
Płukankę otrzymujemy w bardzo ładnej 150 ml plastikowej buteleczce z charakterystyczną nakrętką. W środku otwór buteleczki został zatkany plastikowym korkiem z małą dziurką przez którą wylewamy produkt. Niestety ten sposób aplikacji, przynajmniej dla mnie, nie jest zbyt udany. Kosmetyk powinien być rozważnie dozowany, a to rozwiązanie niezbyt na to pozwala. Dla mnie ideałem byłoby zastosowanie atomizera. Ten mały defekt rekompensuje jednak zapach jaki wydobywa się z buteleczki. Płukanka pachnie obłędnie, malinowo, intensywnie, ale nie za słodko. Niestety aromat ten nie utrzymuje się zbyt długo na włosach, a szkoda bo jest fenomenalny. 


Płukanka ma wodnistą konsystencję, która właśnie z powodu takiej, a nie innej konstrukcji buteleczki znacznie wpływa na wydajność produktu. Kosmetyk stosuję przed ostatnim płukaniem po umyciu włosów. Wylewam go bezpośrednio z buteleczki na dłoń, co sprawia, że zanim znajdzie się on na moich włosach część bezpowrotnie ucieknie mi pomiędzy palcami. Następnie dokładnie rozprowadzam produkt na całej długości włosów, a potem spłukuję letnią wodą. Nie używam jej po każdym myciu, ale raz w tygodniu. Uważam również, aby regularnie nawilżać włosy obawiając się, że kwaśne ph płukanki może nieco przesuszyć włosy.


Podsumowując płukanka octowa z malin spełniła pokładane w niej oczekiwania. Nie podrażniła, ani nie wpłynęła w żaden negatywny sposób na skórę mojej głowy. Moje włosy stały się odżywione, gładkie i lśniące. Łatwiej się rozczesują i są milsze w dotyku. Odzyskują swój blask i przedwakacyjną kondycję. Dzięki niej zauważyłam również nieznaczne wzmocnienie koloru moich farbowanych włosów, który teraz znacznie wolniej się wypłukuje. Pamiętajcie jednak, że płukanka nie daje natychmiastowych efektów. W moim przypadku pierwsze rezultaty zauważyłam po trzecim użyciu. Polecam, choć cena tego maleństwa może nieco odstraszać. Zdecydowanie za jakiś czas ponownie poddam moje włosy kuracji za pomocą płukanki octowej z malinami. Zastanawiam się nad zrobieniem takowej płukanki z octu jabłkowego, choć jako leniuszek z pewnością prędzej sięgnę po gotowy produkt.  

Stosujecie płukanki? Preferujecie gotowe, czy też same je sobie przygotowujecie?

 
 

środa, 21 września 2016

L'ORIENT - SAVON NOIR NEROLI... - CZYLI JAK CZARNE MYDŁO SKRADŁO MOJE SERCE I ZAWŁADNĘŁO CIAŁEM

Czarne mydło... kiedy po raz pierwszy spotkałam się z tym określeniem pomyślałam sobie, czy to dobry pomysł, czy coś, co jest czarne i dodatkowo jest mydłem może być życzliwe dla mnie i dla mojej skóry. I wiecie co, świat może jest pełen niespodzianek, ale czasami trafiamy na "dziwaka", który potrafi skraść serce i zawładnąć ciałem. Tak właśnie stało się w przypadku tego "brzydala", który niedawno trafił do mnie. Przedstawiam Wam Savon Noir Neroli czyli czarne marokańskie mydło z dodatkiem wody neroli firmy L'orient.


Savon Noir Neroli to nic innego jak marokańskie czarne mydło produkowane z miażdżonych oliwek i wody z kwiatów gorzkiej pomarańczy czyli Neroli. To produkt naturalny, który od lat ceniony jest na całym świecie za swoje walory pielęgnacyjne oraz oczyszczające. Dodatkowo dzięki temu, że jego podstawowymi składnikami jest oliwa z oliwek i właśnie woda z kwiatów pomarańczy jest bogactwem witaminy E.
Czarne mydło od firmy L'orient umieszczone jest w zgrabnym, plastikowym pudełeczku o pojemności 100g z aluminiową zakrętką. Pierwsze wrażenia po otwarciu nie są zbyt miłe. Samo mydło, ani nie wygląda, ani nie pachnie zbyt dobrze. W nozdrza uderza "wiercący" zapach, a konsystencją przypomina smar. Mydło to półprzeźroczysta, żółtawo-brązowa maź, która bardzo się ciągnie. Ale ani jego konsystencja, ani woń nie są w stanie umniejszyć faktu, że "brzydal" ten potrafi czynić cuda.


Czarne mydło doskonale sprawdza się zarówno do twarzy, jak i do ciała. Savon Noir z wodą Neroli dedykowane jest szczególnie cerze mieszanej, naczyniowej i delikatnej. Jak zapewnia producent nałożony na twarz po demakijażu produkt wnika w głąb skóry i usuwa wszelkie zanieczyszczenia powodując, że skóra jest doskonale dotleniona i nawilżona. W przypadku tej wersji czarnego mydła dodatkowym efektem jest obkurczenie i uszczelnienie naczyń krwionośnych, regulacja wydzielania sebum oraz widoczna poprawa elastyczności skóry
Zastosowanie jest dziecinnie proste. W przypadku twarzy nakładamy produkt i wmasowujemy opuszkami palców, a następnie dokładnie spłukujemy wodą. W przypadku stosowania na ciało postępujemy podobnie: nakładamy produkt i wmasowujemy okrężnymi ruchami, a potem spłukujemy. Tutaj doskonale sprawdza się rękawica Kessa, która jest idealna do masażu i peelingu ciała. Rękawica ta dzięki specjalnej, drobnoziarnistej strukturze pozwala usunąć już rozpuszczony naskórek i pobudzić krążenie, co wzmaga działanie czarnego mydła, a skóra staje się bardziej elastyczna, jędrna i dotleniona.


Czarne mydło, które okazało się takim tylko z nazwy stało się dla mnie odkryciem. Rezultaty widać od razu po pierwszym zastosowaniu
Na twarzy... Skóra jest bardzo dobrze oczyszczona i odprężona. Pory są minimalnie zwężone, a naczynka delikatnie obkurczone.  Cera wygląda promiennie i zdrowo, a dodatkowo znacznie mniej się świeci. Produkt nie wywołał u mnie żadnych reakcji alergicznych. Plusem jest to, że mydło nie wysusza skóry.
Na ciele... Skóra jest bardzo dobrze oczyszczona, gładka i delikatna w dotyku. W połączeniu z rękawicą Kessa czarne mydło idealnie działa na martwy naskórek w mig go usuwając. Dzięki posiadanym właściwościom moje ciało jest lekko nawilżone i doskonale przygotowanie do dalszej pielęgnację. 
Savon Noir Neroli okazało się bardzo dobrym produktem, który idealnie wpisał się w mój rytuał pielęgnacyjny. Polecam z czystym sumieniem samo mydło, jak również rękawicę Kessa, bo dzięki temu połączeniu uzyskacie kompleksowy i naturalny duet upiększający. To idealne produkty na poprawę stanu skóry. 

poniedziałek, 19 września 2016

L'OREAL REVITALIFT LASER X3 - MOC LASERA UKRYTA W KREMIE

Piękna, pozbawiona zmarszczek i jędrna skóra twarzy, marzenie każdej kobiety. Sprawa genów, ale również pragnienie, które po części możemy spełnić dzięki odpowiedniej pielęgnacji i regularnym stosowaniu kosmetyków spowalniających proces jej starzenia. Od wielu lat marką, której bliskie są potrzeby skóry, i która w swoich produktach stawia na zaawansowaną technologię jest L'oreal. Niedawno w moich progach zawitał produkt L'oreal Revitalift Laser X3 na dzień. Krem, w którym jak twierdzi producent ukryta jest moc lasera i który ma być naszą, kobiet, skuteczną bronią w walce ze zmarszczkami. Jednym słowem produkt, który przez kolejne dni miał zawładnąć moją skórą. 


Producent obiecuje,  że  krem dzięki swojej unikalnej technologii ma zapewnić naszej skórze głęboką regenerację, wypełnić zmarszczki, napiąć skórę i poprawić owal twarzy. Wszystko to dzięki przełomowej kombinacji trzech silnych i wysokoskoncentrowanych składników aktywnych takich jak:
- Pro-Xylan - który ma przywrócić gęstość skórze,
- Kwas hialuronowy - odpowiedzialny za redukcję zmarszczek,
- Kwas lipohydroksylowy (LHA) - ułatwiający regenerację naskórka i odbudowę komórek.
Pierwsze efekty w postaci wygładzenia i napięcia skóry mają być zauważalne natychmiast po użyciu kremu. Po czterech tygodniach widoczna ma być redukcja "lwich bruzd", "kurzych łapek" i "zmarszczek na czole".


Revitalift Laser X3 umieszczony jest w słoiczku o pojemności 50 ml zapakowanym w eleganckie pudełeczko. Krem o białym kolorze ma aksamitną, ani nie za gęstą, ani nie za rzadką konsystencję i przyjemny zapach. Bardzo łatwo się rozsmarowuje i dość szybko wchłania. Pierwsze uczucie po nałożeniu to ożywiająca świeżość. W moim przypadku sprawdził się jako baza pod podkład. Nie zauważyłam efektu rolowania. Skóra stała się delikatnie napięta i bardziej aksamitna. Na chwilę obecną nie zauważyłam jakiś spektakularnych efektów w postaci głębokiej redukcji zmarszczek, choć przy tych niewielkich pojawił się lekki efekt spłycenia. Krem mnie nie uczulił, ani nie pojawiły się żadne zaskórniki, choć jego skład mógłby być nieco krótszy. 

Moja przygoda z kremem L'oreal Revitalift Laser X3 trwa nadal. Obietnice producenta są duże, ale nie możemy oczekiwać od kremu działania na miarę lasera. Niemniej jednak krem ma coś w sobie i jest wart uwagi. Z całą pewnością możemy oczekiwać od niego ujednolicenia kolorytu skóry, poprawy jej elastyczności i sprężystości. W przypadku niewielkich zmarszczek pojawia się delikatny efekt ich spłycenia. Jeżeli nie przeraża Was nieco skomplikowany skład i szukacie niedrogiego kremu, który będzie Waszym sprzymierzeńcem w walce o ogólną poprawę wyglądu skóry twarzy to zdecydowanie polecam. Muszę jednak zaznaczyć, że z całą pewnością nie będzie on alternatywą dla zabiegów medycyny estetycznej. 

A Wy jakie macie zdanie na temat kremów przeciwzmarszczkowych? Lubicie markę L'oreal?

środa, 14 września 2016

VENUS - NAWILŻAJĄCY OLEJEK W SPRAYU ... NOWY, LEPSZY I ŁATWIEJSZY POZIOM NAWILŻANIA

Pielęgnacja ciała jest bardzo ważnym czynnikiem dla zachowania naszego zdrowia i dobrego samopoczucia. Sama jednak wiem po sobie, że rzeczywistość potrafi być okrutna i dbanie o siebie nie zawsze okazuje się łatwe i szybkie. Lubię siebie i swoje ciało, dlatego staram się troszczyć o nie jak najlepiej tylko potrafię. Jednym z ważniejszych elementów w mojej pielęgnacji jest nawilżanie. Nie oszukujmy się, to bardzo upierdliwy etap, ale nawet gdy dopada mnie lenistwo i chwilowy brak motywacji posłusznie smaruję swoje ciało po kąpieli, czy prysznicu. Ostatnio bardzo zainteresował mnie rytuał olejowania ciała. Balsamowanie i kremowanie, o tym słyszała każda z nas, ale wsmarowywanie w ciało olejków wydawało mi się nie tyle dziwnym, co bardzo czasochłonnym i szalenie nieporęcznym zajęciem. Owszem olejki są naturalnym nośnikiem wielu witamin i mogą doskonale wzbogacić nasze ciało, ale ich stosowanie wymaga czasu. Po wielu poszukiwaniach wreszcie znalazłam produkt, który wyniósł mój rytuał nawilżania ciała na nowy, lepszy i łatwiejszy poziom, a mianowicie nawilżający olejek do pielęgnacji ciała w sprayu marki Venus przygotowany przez PharmaCF. Tym sposobem mogę zaprasić Was do świata Venus, świata jedwabiście gładkiej skóry, która możliwa jest dzięki kompaktowemu i dostępnemu na każdą kieszeń olejkowi w sprayu właśnie marki Venus.

 
Produkty w sprayu są mi doskonale znane i do tej pory zużyłam ich wiele, ale zamknięcie olejku w takiej formie wydawało mi się czymś naprawdę przełomowym. Do tej pory olejki wylewałam po prostu z buteleczki lub walczyłam z zatykającymi się pseudo spryskiwaczami, więc tym bardziej marka Venus wzbudziła moją ciekawość swoją nowością. Dzisiaj, kiedy zużywam już drugie opakowanie wiem, że olejek marki Venus w formie aerozolu jest tym, czego szukałam. 
Olejek zamknięty jest w metalowym opakowaniu, w formie nowoczesnego deo-sprayu o pojemności 150 ml. Atomizer działa rewelacyjnie, a po jego naciśnięciu otrzymujemy  mgiełkę w wystarczającej ilości. Tworzy ona na skórze odpowiedni film ochronny, i tutaj może Was zaskoczę, który po delikatnym wtarciu natychmiast się wchłania. Taka forma dozowania produktu nie tylko sprawia, że jego zastosowanie jest wydajne, ale również pozwala nam dotrzeć do wszystkich zakątków naszego ciała. Dzięki temu możemy już w minutę poczuć efekt jedwabiście gładkiej skóry

 
Venus, aby dostarczyć naszej skórze jak największej ilości dobroczynnych składników pokusił się na przygotowanie doskonałej kompozycji, aż pięciu naturalnych olejków. W wyniku tego otrzymujemy lekką formułę o intensywnym działaniu doskonałą dla każdego typu skóry, szczególnie suchej i wrażliwej, w której znajdziemy:
- olejek Monoi - odpowiedzialny za wygładzenie i nawilżenie skóry oraz wzmocnienie jej elastyczności,
- olejek Winogronowy - mający złagodzić podrażnienia i odżywić,
- olejek z Awokado - doskonale uzupełniający barierę lipidową naskórka,
- olejek Makadamia - który wygładza i natłuszcza,
- oliwę z Oliwek - mającą właściwości regenerujące i nawilżające, a przede wszystkim bogatą w witaminy A, B, C, E, F.
Taka ilość olejków mogłaby być źródłem problemów dla naszych ubrań, ale nic bardziej mylnego. Dzięki temu, że olejek szybko się wchłania, nie brudzi i nie pozostawia na naszej odzieży tłustych śladów. Mogę od razu ubrać swoją ulubioną sukienkę, bluzkę, czy też spodnie bez żadnej obawy o stan swoich rzeczy.
Na dużą uwagę zasługuje również fakt, że jak zapewnia producent olejek nie zawiera parabenów, sztucznych barwników i PEG'ów


Olejek nawilżający Venus okazał się dla mnie produktem idealnym. Kilka prostych, jakby się mogło wydawać, psiknięć sprawia, że moja skóra staje się bardziej gładka, lśniąca i nawilżona. Po dłuższym stosowaniu widzę, że moja skóra zrobiła się również bardziej naprężona, a dodatkowo produkt ten rewelacyjnie wpłynął na bardziej suche partie mojego ciała. Olejek sprawdził się także jako łagodzący kompres po depilacji, czy też goleniu, co w przypadku nas, kobiet, jest bardzo ważną wartością dodaną tego produktu. Szczególnie lubię go za rewelacyjną formę opakowania, dzięki czemu mogę go zabrać ze sobą wszędzie bez obawy, że jego zawartość nieoczekiwanie wydostanie się na zewnątrz, jak może się to zdarzyć w przypadku olejków w buteleczkach.   
Podsumowując, jeśli zastanawiacie się nad stosowaniem olejków do nawilżania ciała, ale obawiacie się trudności jakie ten zabieg może za sobą nieść sięgnijcie po olejek marki Venus. Za niewielką cenę otrzymujecie produkt naprawdę dobrej jakości, który może okazać się nie tylko dobrym początkiem, ale pozostać z wami na dłużej. Natomiast jeśli stosujecie olejowanie w tradycyjnej formie również zachęcam do sięgnięcia po olejek nawilżający Venus, głównie ze względu na prostotę jego użycia i innowacyjność, bez żadnej straty na jakości i jako bardzo dobre rozwiązanie w trudnych sytuacjach.
Pamiętajcie - "Kobiety są z Venus, a Venus jest z kobietami".


wtorek, 13 września 2016

** ...PRETTY BOX - WRZESIEŃ 2016... **

"Wrzesień rozpoczyna jesień" to motto przewodnie Pretty Boxa przygotowanego właśnie na dziewiąty z dwunasty miesięcy roku 2016. Oczywiście pudełko jak zwykle bardzo dobrze skomponowane, produkty umieszczone w kartoniku wypełnionym kolorowymi ścinkami, a zawartość dokładnie opisana na załączonej karcie. Całość zawiera 6 pełnowymiarowych produktów.
A tak oto prezentuje się wrześniowy Pretty Box:


Pierwszym produktem jest mix kosmetyków do makijażu marki Lady Venezia. Ja w swoim pudełku znalazłam maskarę do rzęs, która pogrubia i zwiększa objętość rzęs. Niezwykle trwała, nie osypuje się i utrzymuje na rzęsach przez cały dzień.


Kolejnymi produktami są szampon i serum Bioelixire Macademia Oil+Collagen. Unikalna formuła szamponu z macadamią i collagenem odżywia i nawilża włosy. Pobudza do wzrostu cebulki włosa, chroni kolor i wspaniale wpływa również na skórę głowy. Natomiast serum wzmacnia włosy i jest idealne do regeneracji końcówek włosów.


Czwartym produktem jest Savon Noir - czarne mydło firmy Organique. To naturalne mydło z czarnych oliwek i oleju oliwnego wytwarzane tradycyjnymi metodami. Produkt stosowany regularnie zapewnia gładką, jedwabistą i miękką skórę.


W pudełku znalazł się również olej z wiesiołka firmy Oleofarm, który można stosować zarówno zewnętrznie zamiast kremu na noc lub wewnętrznie w celu wzmocnienia kondycji paznokci i włosów.


Końcowym akcentem zawartości pudełka jest herbata o naturalnym składzie z herbaciarni DMG. W moim boxie znalazłam herbatę o intrygującej nazwie Tango Mango i obłędnym zapachu.


W pudełku znalazł się również gratis od firmy Blanx czyli próbka pasty o działaniu wybielającym. 

Podsumowując wrześniowe pudełko Pretty Box znowu bardzo pozytywnie zaskoczyło  swoją zawartością. To mój drugi box i z całą pewnością będzie kolejny, gdyż takie przesyłki to sama przyjemność.

Co myślicie o zawartości wrześniowego Pretty Boxa?

środa, 7 września 2016

FILMOWO-KSIĄŻKOWY MISZ MASZ

Było coś dla ciała, pora też i dać coś duszy. Ostatnio zaniedbałam się czytelniczo i filmowo, co jest u mnie normalne w sezonie letnim. Sądzę jednak, że gdy nadejdą jesienne i zimowe wieczory nadrobię zaległości i wszystko wróci na swój właściwy tor. Dzisiaj skromniutko, bo tylko jedna pozycja książkowa i serialowa. 

Książki Remigiusza Mroza cieszą się taką popularnością, że w końcu i ja musiałam się przekonać w czym tkwi jego sekret. Mój wybór padł na "W cieniu prawa" czyli thriller w stylu retro. Mamy tutaj typową dla tego gatunku fabułę - jest morderstwo, trup, śledztwo, lawina podejrzeń i wszystko to, czego potrzeba w dobrze napisanym kryminale.
Źródło: google
Zaczynając jednak od początku. Przyjrzyjmy się notce od autora:
Galicja, 1909 rok. Mimo złej opinii i niejasnej przeszłości Erik Landecki zostaje przyjęty na czyścibuta w austriackim dworku. Jest przekonany, że los się do niego uśmiechnął. Pierwszej nocy ginie jednak dziedzic rodu, a cień podejrzeń pada na Polaka. Szybko pojawiają się spreparowane dowody, a Erik staje się głównym podejrzanym.
Musi walczyć nie tylko o swoją wolność, lecz także o życie – w zaborze austriackim karą za morderstwo jest bowiem śmierć przez powieszenie.  

Nowością był dla mnie fakt, że sięgnęłam po kryminał historyczny. Otrzymałam jednak fabułę w stylu retro tak dopracowaną i wciągającą, że tło historyczne tylko dodało tej książce smaczku. Prawdziwa historia, napisana przyjemnym stylem, budowana wokół morderstwa, które jest jedynie wstępem do całej fabuły. Rodzinne sekrety, mroczna codzienność, odrzucenie i wątek miłosny. Bardzo dobra książka przy której miło spędziłam czas i którą mogę z czystym sumieniem polecić. 

Za bardzo nie przepadam za serialami. Denerwuje mnie fakt, że coś, co spokojnie mogło zakończyć się na jednym sezonie ze względu na pieniądze zostaje na siłę rozciągnięte na milion niepotrzebnych odcinków. Ale czasami, pod wpływem męża robię małe wyjątki i tak było właśnie z serialem Tyrant czyli naszym polski Tyran.

Żródło: Google
Serial opowiada o Barrym Al Fayeedzie, który w młodości opuścił fikcyjną krainę Abbudin na Bliskim Wschodzie. Jest młodszym synem dyktatora, a gdy po dwudziestu latach spędzonych w USA wraca do swojej ojczyzny na ślub bratanka, sprawy przybierają dramatyczny obrót poprzez zderzenie dwóch kultur, intryg rodzinnych oraz politycznych.


Serial ogląda się bardzo przyjemnie. Dla głównego bohatera i jego rodziny wyjazd na wesele, który miał być jedynie krótkimi wakacjami zmienia się w znacznie dłuższy pobyt. Barry zostaje postawiony w sytuacji której nie przewidywał, podejmuje się próby zmiany tego jak funkcjonuje jego kraj.  Serial w tej chwili doczekał się trzeciego sezonu. Ja obejrzałam dwa pierwsze i z chęcią sięgnę po kolejny. Podoba mi się to w jaki sposób przedstawiony został świat fikcyjnego państwa Abbudin, jak wiarygodnie wypadają jego mieszkańcy z różnymi frakcjami i poglądami. Jak w pewien delikatny sposób nakreślono to, co w chwili obecnej dzieje się na świecie. Polityczne intrygi, zamach stanu, a w tle wątek rodziny, która musi sobie poradzić z realiami bliskiego wschodu.

A na sam koniec, coś co umilało czas mojemu dziecku w sierpniu. Seria "Książeczka-torebeczka", a w niej: 4-latek rozwiązuje, 4-latek bawi się, 4-latek poznaje świat, 4-latek potrafi. To zeszyty edukacyjne, gdzie dziecko znaleźć może różnorodne zadania, labirynty, historyjki obrazkowe oraz ćwiczenia na spostrzegawczość.

Źródło: Google i Wydawnictwo Aksjomat

Czytaliście coś Remigiusza Mroza? A może oglądaliście serial "Tyrant" i macie inne zdanie?