czwartek, 22 grudnia 2016

AZJATYCKA "WOJNA" Z ZASKÓRNIKAMI - MIZON, HOLIKA HOLIKA, SKIN 79

Zaskórniki, wągry czyli czarne kropki to zmora większości z nas, kobiet. Walczymy z nimi dzielnie, a one nie raz, nie dwa wystawiają naszą cierpliwość na próbę. Czarni nieprzyjaciele bywają uciążliwi, a walka z nimi często okazuje się walką z wiatrakami. Sama też biorę udział w tej bitwie, a moim głównym wrogiem są może i niezbyt wydatne, ale jednak istniejące czarne kropki na moim nosie. Od pewnego czasu na naszym rynku pojawiło się wiele produktów prosto z dalekiej Azji, które mają pomóc w boju z zaskórnikami, i sprawić, że podejmując się walki nie będziemy od razu na straconej pozycji. Nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia po te dobrodziejstwa, a co z tego wynikło przeczytacie w dalszej części. Trzy firmy, cztery produkty i jeden nos. Czy się udało? Czy się sprawdziły? Zobaczcie sami. Serdecznie zapraszam.



HOLIKA HOLIKA, PIG NOSE

Pig Nose czyli "świnkowy nosek" od Holika Holika to nic innego jak plaster oczyszczający przeciw zaskórnikom. Jak zapewnia producent to specjalna naklejka na nos dzięki której mamy pozbyć się uciążliwych zaskórników, martwych komórek naskórka oraz wszelkich innych zanieczyszczeń z powierzchni nosa. Dzięki zawartości aloesu i witaminy C skóra na nosie ma stać się oczyszczona, rozjaśniona, a pory ściągnięte bez widocznych wągrów. Pojedynczy plasterek zapakowany jest w śliską saszetkę o uroczym i słodkim designie. Plaster przyklejony jest do przeźroczystej folii. Sposób użycia jest dziecinnie prosty. Plaster naklejam na wcześniej oczyszczoną i zwilżoną skórę nosa. Pozostawiam go na około 10-15 minut, aż całkowicie wyschnie i lekko zesztywnieje. Plaster jest delikatny i świetnie przylega do nosa. Następnie delikatnym, aczkolwiek zdecydowanym ruchem usuwam go z nosa. Cały ten zabieg jest zupełnie bezbolesny.

Z działania plastra jestem średnio zadowolona. Owszem na zużytej, odklejonej naklejce można było zauważyć malutkie kropeczki czyli zaskórniki, ale na nosie pozostała ich jeszcze duża ilość. Przy mojej niezbyt zanieczyszczonej skórze to raczej bardzo przeciętny wynik. Nie zauważyłam również zmniejszenia, czy też ściągnięcia porów. Jak dla mnie plasterek miał raczej słabe właściwości. Na plus można zaliczyć to, że na skórze nie pozostała żadna warstwa kleju, a ona sama stała się gładka i miła w dotyku. Produkt okazał się bardzo łatwym i szybkim w użyciu, ale co do jego skuteczności jestem niemile zaskoczona. 


MIZON,LET ME OUT BLACKHEAD PEEL-OFF MASK

Zadanie Let me out blackhead peel-off mask firmy Mizon jest bardzo proste i skupione przede wszystkim na poradzeniu sobie z zanieczyszczeniami, zaskórnikami i wągrami skóry nosa. Producent zapewnia, że po jego użyciu skóra na nosie będzie oczyszczona, a pory ściągnięte. Jego formuła została wzbogacona o sproszkowany węgiel drzewny, dzięki czemu może intensywnie działać w kierunku wnętrza skóry i pozbywać się zanieczyszczeń. Podobnie jak poprzedni produkt ma on formę plastra umieszczonego w opakowaniu i zabezpieczonego folią ochronną. Od strony wewnętrznej jest czarny, a od zewnętrznej szary. Plasterek przyklejamy czarną stroną do nosa, a jego formuła sprawia, że idealnie przylega on do skóry i nie zsuwa się z niej. Przystępując do użycia produktu należy wcześniej dokładnie umyć twarz i ją osuszyć. Producent sugeruje również, że dla lepszego efektu można wykonać "parówkę". Podobnie jak w poprzednim produkcie nos delikatnie zwilżam i umieszczam plasterek na nosie. Produkt pozostawiam na 15 minut i ściągam go bezboleśnie, a nos przecieram zimnym tonikiem.


Plaster w moim przypadku sprawdził się bardzo dobrze, a nawet rewelacyjnie. Zniknęły wszystkie zaskórniki oraz wszelkie inne zanieczyszczenia. Skóra stała się matowa, ale w żadnym wypadku nie przesuszona. Nos pozostał gładki i wyraźnie pozbawiony sebum. Podobnie jak w poprzednim produkcie nie pozostawił on na skórze żadnego kleju, a jego użycie było szybkie i bardzo łatwe. Zdecydowanie bardzo dobry produkt.


SKIN79, CLEAN-ON 2 STEP NOSE PACK

Clean-on step nose pack czyli "jeżyk" od Skin79, który w dwóch prostych krokach ma skutecznie oczyścić pory nosa i uregulować wydzielanie sebum. Tym razem maseczka, jak określa ją producent, o działaniu ściągającym, regenerującym i przeciwzapalnym podzielona została na dwa plasterki, które w następujących po sobie krokach musimy umieścić na nosie. Plasterki zapakowane są w plastikową saszet z nadrukowanym przeuroczym jeżykiem, która podzielona została na dwie odrębne części. Każda z części saszetki została wyraźnie opisana, abyśmy nie mieli wątpliwości w jakiej kolejności mamy wykonywać pielęgnację. 
Pierwszy krok, a tym samym pierwszy plasterek dzięki zawartości sproszkowanego węgla ma absorbować zanieczyszczenia i usuwać zaskórniki. Tutaj również jedna ze stron jest czarna, a druga szara. Sposób jego aplikacji jest podobny, jak przy wcześniejszych produktach, z tym, że oprócz wcześniejszego zmoczenia skóry nosa tonikiem w celu jej nawilżenia producent sugeruje, aby po umieszczeniu plastra na nosie również i jego zmoczyć wacikiem, aż nabierze on ciemnoszarego koloru. Tutaj możecie zauważyć pewną rozbieżność pomiędzy tym, co znajduje się w opisie na produkcie, a tym co można znaleźć na stronie Skin79. Rozbieżność wynika w sposobie moczenia plasterka. Jedna z wersji brzmi, że mamy to uczynić przed jego założeniem, a druga, że po jego przyklejeniu. Osobiście wypróbowałam jedną i drugą, i zdecydowanie skłaniam się przy wersji, którą Wam wcześniej opisałam. Jest prostsza i dzięki temu na palcach nie pozostaje nam dobroczynny sproszkowany węgiel. Produkt zgodnie z zaleceniami trzymam na nosie przez 10 minut, aż do stwardnienia, a potem energicznie zrywam. To jest właśnie ten krok, w którym na naszym plasterku możemy zauważyć malutkie czarne kropeczki czyli wrogów z którymi walczymy.
Drugi krok to kojąca hydrożelowa maseczka typu peel off zawierająca kojące składniki roślinne jak zielona herbata i kwas winowy (rozjaśni drobne przebarwienia i zwęzi pory), wyciąg z ogórka (nawilży) i oczar wirginijski (ściąga, nawilża, regeneruje i działa przeciwzapalnie). Plasterek przyklejam do nosa i trzymam 15 minut. Po jego zdjęciu faktycznie zauważalne było nawilżenie oraz ukojenie tak potrzebne bo wykonanym wcześniej oczyszczaniu
Podobnie jak przy wcześniejszych plasterkach zdejmowanie tych również nie powodowało bólu.   
 

Zestaw okazał się fajnym produktem. Pierwsza część sprawdziła się bardzo dobrze i oprócz "wyciągnięcia" zaskórników dzięki niej nos stał gładszy. Początkowo wydawało mi się, że druga część zabiegu jest zbyteczna, ale po jego użyciu byłam pozytywnie zaskoczona. Bardzo przyjemnie ukoił on skórę po pierwszym kroku, delikatnie nawilżył oraz zwęził rozszerzone pory. Na cały zabieg musiałam poświęcić nieco więcej czasu, ale opłacało się, gdyż dzięki zestawowi mój nos otrzymał kompleksową pielęgnację. Kroki idealnie się uzupełniają, z powodzeniem łącząc funkcję oczyszczania z potrzebną skórze pielęgnacją, którą powinniśmy wykonać po pozbyciu się niechcianych zanieczyszczeń.Tutaj również jestem zdecydowanie na tak.


HOLIKA HOLIKA, PIG-NOSE CLEAR BLACK HEAD 3-STEP KIT

Pig-nose clear black head 3-step kid to znowu "świnkowy nosek" firmy Holika Holika, ale tym razem podzielony na trzy kroki, których wykonanie ma zapewnić w pełni kompleksową pielęgnację oraz dogłębne oczyszczenie skóry nosa. Otrzymujemy trzy plasterki w saszetce podzielonej na trzy, wyraźnie oznaczone części, które wyznaczają kroki według, kórych mamy postępować. 
Pierwszy krok ma otworzyć pory w celu łatwiejszego usunięcia zaskórników i pozbycia się pozostałych zanieczyszczeń. Składa się na niego biały, bawełniany plasterek nasiąknięty ekstraktami roślinnymi i aktywnymi składnikami, którego trzymamy na nosie przez 15-20 minut. Plasterek w swojej teksturze przypomina maskę w płachcie, jest bardzo nasączony i wodnisty. Ma silny kwiatowy zapach i działa kojąco na skórę nosa. 
Drugi krok to wyciągnięcie i usunięcie zanieczyszczeń oraz zaskórników, a także absorpcja nadmiaru sebum. Na zwilżoną skórę nosa przyklejamy plasterek stroną różową, dokładnie go przyciskając, a po 10-15 minutach, kiedy będzie już całkowicie suchy odklejamy.
Trzeci krok ma za zadanie ochłodzić, odświeżyć i zwęzić pory, zapobiegając tym samym powstawaniu nowych zaskórników. Plasterek to żelowa maseczka, dość ślizga i niezbyt trzymająca się nosa, którą pozostawiamy na 10 minut.
Wszystkie kroki są bezpolesne 
   

Ten zabieg, aż w trzech krokach był dla mnie najbardziej czasochłonny, a końcowy efekt niezbyt różnił się od "świńskiego noska" w jednym plasterku, którego użycie pochłonęło jedynie 15 minut. Pierwszy i trzeci etap, którego zadaniem było otwarcie i zamknięcie porów tak naprawdę wydał mi się bezużyteczny. Tak jak w przypadku poprzedniego po zabiegu fajnie było nałożyć coś kojącego, tak tutaj walka ze zjeżdżającym plasterkiem odebrała mi całkowicie radość z ewentualnego końcowego efektu. Co do pierwszego plasterka, to nie zauważyłam również, aby w jakiś szczególny sposób przygotował mnie na etap drugi. W drugim etapie uzyskałam identyczny efekt, jak w przypadku jednoplasterkowego Pig-nose, gdyż jak mniemam jest to ten sam plasterek, a jedynie dołożono do niego dwa dodatkowe kroki. Skoro jego efekt był identyczny, oznacza to, że pierwszy z etapów w zupełności nie przygotował skóry mojego nosa, ani nie uczynił z nią nic tak powalającego, aby efekt oczyszczania był lepszy niż w przypadku, gdy używałam wyłącznie jednego plasterka. W moim przypadku produkt zupełnie się nie sprawdził. 


Podsumowując moją przygodę z plasterkami doszłam do jednego ważnego wniosku. W moim przypadku sprawdzają się wszystkie produkty, które w swoim składzie mają sproszkowany węgiel. Zdecydowanie mogę wyróżnić Let me out blackhead peel-off mask firmy Mizon oraz Clean-on step nose pack od Skin79. To moi faworyci i produkty po które będę sięgać. Oczywiście jest to moje subiektywne zdanie, bo jak wiadomo ile nosów i zanieczyszczeń tyle opinii. Skuteczność tego typu produktów w dużej mierze uzależniona jest także od ilości "wrogów" na naszej skórze. Czy warto stosować plasterki? Warto jeżeli chcemy w miarę szybko i bez bawienia się w parówki i maski oczyścić skórę nosa.  
 

środa, 7 grudnia 2016

COSNATURE - NIEMIECKI SPOSÓB NA NATURALNE KOSMETYKI

Kosmetyki naturalne, moda, ale również coraz większa świadomość tego, co możemy znaleźć w składzie stosowanych przez nas produktów. Ostatnio wyczytałam, że statystyczna kobieta używa codziennie prawie 10 produktów kosmetycznych i tym samym wystawia swoją skórę na działanie około 126 unikalnych składników. Wiele z tych składników na dłuższą metę nie jest zbyt przyjaznych, a to powoduje, że coraz częściej alternatywą staje się powrót do źródeł czyli składników naturalnych. Osobiście bardzo lubię poznawać nowe kosmetyki naturalne i zawsze z wielką przyjemnością sięgam po takowe produkty. Tak stało się z trzema produktami Cosnature, które znalazłam w jednym z pudełek kosmetycznych, i które okazały się bardzo fajnymi kosmetykami, o ciekawych składach i przystępnych cenach. Z wielką przyjemnością zapraszam do świata naturalności według Cosnature.   


Na początek kilka słów o samej marce, która dla mnie osobiście była dużą nowością. Cosnature to kosmetyki naturalne produkowane przez niemiecką firmę Cosmolux, której głównym założeniem jest oferowanie klientom innowacyjnych, dobrych jakościowo produktów "made in Europe". Kosmetyki te o nowatorskich recepturach, przeznaczone są do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów. Wiele z nich może pochwalić się "bardzo dobrymi" i "dobrymi" notami w testach Fundacji Warentest (niemiecka instytucja, która przeprowadza porównawcze testy produktów i usług, a której wynikami w znacznej mierze kierują się Niemcy dokonując zakupy) oraz Oko-Test (niemiecki magazyn, który bada i testuje wszystko to, co jest niezbędne do życia i wpływa na wybór konsumentów). Na dużą uwagę zasługują składy sygnowanych marką Cosnature kosmetyków, które oprócz tego, że w większości są hipoalergiczne i mają fizjologiczne pH, to w dużej mierze mogą pochwalić się dużą ilością "bez": bez parabenów, bez glikolu, bez silikonu, bez Phenoxyethanolu, bez składników GMO, bez PEG i SLS. W ofercie znaleźć można również produkty przyjazne weganom.

W mojej pielęgnacji, jak wcześniej wspomniałam, miałam okazję wypróbować trzy z szerokiej gamy produktów Cosnature, a mianowicie: ochronny krem do rąk z nagietkiem, odżywczy żel pod prysznic z owocami granatu oraz ochronny balsam do ust z nagietkiem.


100% naturalny ochronny krem do rąk z nagietkiem


Krem do rąk z nagietkiem to według producenta intensywna terapia do rąk z ekologicznym olejem z nagietka, woskiem pszczelim i masłem shea. Ma on łagodzić podrażnioną, wrażliwą skórę i chronić przed utratą wilgoci. Dzięki połączeniu formuły oleju z nagietka i oliwy z oliwek skóra ma być odżywiona, elastyczna i gładka. Produkt wolny jest od syntetycznych substancji zapachowych, konserwantów i barwników oraz może się pochwalić składem z dużą ilością wymienionych przeze mnie wcześniej "bez" czyli m.in. bez parabenów, bez PEG-ów i SLS-ów.


Krem zamknięty został w bardzo przyjaznej dla oka, plastikowej tubce o pojemności 75 ml. Produkt jest wydajny, a więc ta standardowa jak dla kremów do rąk pojemność pozwala nie znudzić się samym specyfikiem przy jego jednocześnie wystarczająco długim okresie stosowania. Tubka posiada typowy dla kremów do rąk aplikator, który ułatwia oszczędne i wygodne aplikowanie go na skórę. Krem zwraca swoją uwagę zapachem, który nie każdemu może się spodobać. Oczywiście pachnie nagietkiem, ale bardzo intensywnie, wyraziście i ostro, co może denerwować, choć mi osobiście zupełnie to nie przeszkadzało.


Konsystencja kremu jest aksamitna i bardzo delikatna, nie za rzadka, ani nie za gęsta. Pomimo znacznej ilości masła shea produkt jest bardzo lekki i nie tworzy zbitej masy. Krem bardzo dobrze się rozsmarowuje, ale potrzebuje chwilki, aby się wchłonąć i pozostawia na skórze lekką warstwę. Czynnik ten wynika z faktu, że krem ma pełnić rolę ochronną dla naszych dłoni. Działanie kremu odczuwalne jest natychmiast. Skóra jest uelastyczniona, i bardzo dobrze nawilżona zwłaszcza jeżeli posiadamy na naszych dłoniach miejsca bardziej przesuszone. Po zastosowaniu kremu skóra jest gładka i przyjemna w dotyku, choć przynajmniej dla mnie nadal wyczuwalna jest delikatna, mająca za zadanie chronić warstwa, dlatego lepiej stosować go na noc, albo wtedy gdy nie mamy do zrobienia czegoś, w czym miałoby to przeszkadzać. Z czystym sumieniem mogę go polecić jako bardzo dobry, naturalny produkt. 

  
100% naturalny odżywczy żel pod prysznic z owocem granatu


Odżywczy żel pod prysznic Cosnature zawiera bogaty organiczny olej z nasion granatu i łagodne środki myjące. Według producenta ma on wspomagać naturalne funkcje skóry i chronić ją przed wysuszaniem. Bogaty organiczny olej z nasion granatu zapewnia idealną pielęgnację dla skóry podczas kąpieli. Produkt odpowiedni dla wszystkich rodzajów skóry, pozbawiony jest parabenów i sztucznych barwników oraz nie zawiera detergentów takich jak PEG czy SLS.   
 

Żel umieszczony został w plastikowej, nieprzezroczystej butelce o pojemności 250 ml. Nieprzezroczystość sprawia, że trudniej kontrolować zużycie produktu, ale na plus można zaliczyć jej wyprofilowanie, gdyż bardzo dobrze trzyma się ją w dłoni. Żel jest bezbarwny, przezroczysty i ma rzadką konsystencję przypominającą olejek, ale w żadnym wypadku nie jest tłusty. Zapach żelu jest delikatny i bardzo przyjemny. Na pierwszy plan wybija się woń ziołowa, a gdzieś dalej nieznacznie wyczuwalny jest owoc granatu. Ta mieszanka zapachów nie utrzymuje się na skórze zbyt długo, ale sprawia, że żel jest bardzo energetyzujący i świeży. 


Produkt przez swoją lejistą konsystencję nie jest zbyt wydajny, ale bardzo dobrze oczyszcza i odświeża ciało. Doskonale rozprowadza się po skórze, pieni się delikatnie, aczkolwiek wystarczająco. Nie powoduje efektu ściągnięcia skóry, ani jej wysuszenia, ale przyjemne odświeżenie i delikatne nawilżenie. Żel doskonale spełnia swoje zadanie, jest łagodny, bardzo dobrze myje i oczyszcza skórę. Doskonały skład sprawia, że jest idealnym kosmetykiem dla skóry wrażliwej, która z całą pewnością poczuje się bardzo dopieszczona po użyciu odżywczego żelu z owocem granatu.

100% naturalny ochronny balsam do ust z nagietkiem


Ochronny balsam do ust z nagietkiem czy jak kto woli pomadka ochronna firmy Cosnature zawiera w swoim składzie odżywcze oleje: rycynowy, z nagietka, z nasion słonecznika, jojoba, oliwę z oliwek oraz witaminę E. Dzięki formule z ekstraktami roślinnymi ma sprawić, że nasze usta staną się miękkie, gładkie i nawilżone. Balsam ma nadawać wargom lekki i subtelny połysk, dodatkowo chroniąc je przed wysychaniem i pierzchnięciem. Produkt pozbawiony jest syntetycznych substancji zapachowych, barwników i konserwantów oraz pochwalić może się składem bez składników GMO, PEG i SLS oraz bez parabenów.
Balsam do ust ma tradycyjne opakowanie czyli jest wykręcany w sztyfcie. Sztyft ma jasnożółty kolor i miękką konsystencję, która z łatwością rozprowadza się po ustach. Po aplikacji pomadka daje transparenty kolor, a usta sprawiają wrażenie lekko nabłyszczonych. Zapach balsamu może nie wszystkim się spodobać. Podobnie jak w przypadku kremu do rąk na pierwszy plan wybija się dość konkretny zapach nagietka. W tym przypadku również w żaden sposób mi on nie przeszkadzał, ani nie drażnił nosa. Pomadka nie skleja ust, aczkolwiek po jej aplikacji na wargach wyczuwalna jest jej obecność. Lepkość ta nie stanowiła jednak dla mnie żadnego problemu.

Kosmetyk wykazuje nie tylko właściwości natłuszczające, ale również nawilżające, co jest szczególnie korzystne właśnie teraz w okresie jesienno-zimowym. Formuła jest naprawdę bardzo fajna, gdy po paru godzinach, kiedy warstwa ochronna zniknie z ust, nadal odczuwalne jej zbawienne efekty. Pomadka doskonale sprawdzi się także jako kuracja regenerująca, kiedy z jakiegoś powodu nasze usta dopadnie przykładowo jakieś nieporządne pieczenie wynikające z nienależytej dbałości o nie. Dodatkowo zawarte w kosmetyku składniki wykazujące właściwości antyseptyczne i dezynfekujące są bardzo pomocne w przypadku osób walczących z nawracającym wirusem opryszczki. Ochronny balsam do ust z nagietkiem to jedna z lepszych pomadek ochronnych jakie miałam okazję używać i idealny produkt dla wymagających i delikatnych warg.



Znacie produkty Cosnature? Może mieliście okazję polubić któryś z szerokiej gamy kosmetyków sygnowanych tą marką?